poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 9

Już nigdy nie tknę alkoholu. Na samą myśl robi mi się niedobrze. Nawet nie wiem ile tego wypiłam. Trzy, cztery drinki? A może więcej? Wiem jedno. Powinnam tyle nie pić. Nie lubię mieć kaca. Kto w ogóle lubi Jacqueline? Ciągle dudniło mi w głowie a światło, które odbijało się od okna, drażniło mnie. Czułam się jak wampir. Z cichym jękiem wstałam z łóżka i zeszłam na dół. W kuchni zauważyłam rodzicielkę. Stała tyłem do mnie i włączyła czajnik. Gdy usłyszałam gotującą się wodę, myślałam, że dostanę szału. Moja matka odwróciła się zmierzyła mnie dziwnym wzrokiem. Podeszłam do lodówki i wyjęłam jogurt. Starałam się nie zwracać na nią uwagę, ale ciągle czułam na sobie jej wzrok. Wzięłam łyżeczkę z szuflady i delektowałam się truskawkowym smakiem. Moja matka natomiast oparła się o ladę. Po chwili wstałam i powolnym krokiem podeszłam do śmietnika i wyrzuciłam kubek a łyżeczkę dałam do zlewu. Miałam już wracać do swojego pokoju, ale rodzicielka mi to uniemożliwiła.
-Jacqueline, wracaj-krzyknęła a ja wykonałam jej polecenie-gdzie byłaś w nocy?
-Na imprezie-powiedziałam to tak, jakby to było oczywiste. Twarz mojej matki skamieniała.
-Czemu poszłaś bez mojej zgody? Martwiłam się o ciebie-zaskoczona rozszerzyłam oczy.
-Martwiłaś się? Od kiedy ty się martwisz?
-Proszę cię. Nie mów to tak jakbym się tobą nie interesowała-odparła i zaczęła się do mnie zbliżać. Błagam nie dotykaj mnie, błagam. Gdy zobaczyłam jak jej dłoń zbliża się do mojej, cofnęłam się o krok do tyłu. Moja rodzicielka najpierw spojrzała na mnie a później na swoją rękę i schowała ją do kieszeni. Nie chcę czuć jej dotyku. Nie chcę żeby mi mieszała w głowie. Nie chcę-co się z tobą dzieję Jackie?-spojrzałam na nią ze znakiem zapytania na twarzy-od śmierci ojca jesteś jakaś dziwna. Nie mogę zrozumieć twojego zachowania. Gdzieś wychodzisz i nawet mnie o tym nie poinformujesz. Czemu oddalasz się ode mnie?
-Słucham? Czy ty się słyszysz?! To ty się oddalasz od nas. Masz wszystkich gdzieś. Żyjesz swoim światem a my ci tylko przeszkadzamy-zrobiłam przerwę aby nabrać powietrza-To nie ja tu jestem winna, tylko ty.
-Nie mów tak-powiedziała z pretensją. Nawet nie próbuje zaprzeczyć. Jest najgorszym samolubem jakiego kiedykolwiek spotkałam.
-Powiem ci, że jakbyś się mną interesowała to by nas tutaj nie było. Zgaduję, że nawet nie wiesz czy  w ogóle mam przyjaciół, czy...-nie dokończyłam swoje zdanie bo poczułam silny, piekący ból na moim policzku. Moja własna matka mnie uderzyła. Spojrzałam na nią zdezorientowana. Widziałam jak w jej oczach gromadzą się łzy.
-Jesteś do dupy!-krzyknęłam ile sił w płucach i pobiegłam do pokoju. Nie słyszałam żeby mnie wołała, nie poszła za mną żeby spróbować ze mną porozmawiać, nie przeprosiła mnie za to co mi zrobiła. Pewnie była z tego dumna. Tęsknię za moją dawną mamą. Chciałabym się móc do niej przytulić i wyżalić, chciałabym jej powiedzieć jak mi jest trudno od odejścia taty, chciałabym żeby powiedziała mi, że mnie kocha, ale mogę tylko pomarzyć. Nigdy nie usłyszałam od niej prawdziwego słowa na mój temat, nigdy mi szczerze nie powiedziała, że mnie kocha. Usiadłam wygodnie na łóżku i odblokowałam telefon. Przez chwilę patrzyłam na swoją komórkę, nie wiedząc co mam zrobić. Zadzwoniłabym do kogoś, ale nie mam do kogo. Spotkałabym się z kimś, ale z kim?! O mamuniu! Jestem odludkiem. Ze smutkiem na twarzy wsunęłam telefon pod poduszkę. Inaczej to sobie wszystko wyobrażałam. Myślałam, że przeprowadzka tutaj, jednak aż taka zła nie będzie, ale się myliłam. Coś często to robię. Bo choć wiem, że będzie źle ja wmawiam sobie coś innego. Jestem do niczego. Może moja matka ma racje? Nie. Wróć. Tak nie jest. Na pewno. Hugh. Nienawidzę samotności. Niby się do niej przyzwyczaiłam, ale już nie mogę tego znieść. I tak wystarczająco wytrzymałam. Położyłam się na łóżku i wypominałam sobie czasy gdy moje życie jeszcze było normalne, lecz nie potrwało to zbyt długo bo moje powieki stawały się coraz cięższe i po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.
***
Zaczęłam rozglądać się dookoła. Gdzie ja, do cholery, jestem? Pomieszczenie nie wyglądało znajomo. Próbowałam szukać drzwi, ale gdy poruszyłam swoją prawą nogą, zrobiło mi się ciężko. Spojrzałam na dół i moje oczy momentalnie się rozszerzyły. Łańcuch?
-Co do...-nie zdążyłam dokończyć swoje zdanie bo drzwi od pokoju szybko się otworzyły.
-Witam cię, Panno Carter-zmrużyłam oczy aby lepiej zobaczyć, ale przez ciemność, która panowała w pomieszczeniu nic nie ujrzałam. Mężczyzna stojący przy wejściu cicho się zaśmiał.
-Gdzie ja jestem?-zapytałam, chociaż tak naprawdę chciałam krzyczeć.
-U mnie w domu, Jacqueline-usłyszałam powolne kroki, które zbliżały się moją stronę. Im bliżej był, tym lepiej widziałam jego twarz. Mężczyzna był wysokim, szczupłym brunetem o pięknych, błękitnych oczach-jestem Ivan, skarbie-brunet złapał mnie za podbródek i mocno ścisnął na co cicho syknęłam.
-Co ja tu robię?-zapytałam z łamiącym się głosem. Zaczęłam się go bać. Mój wewnętrzny głos, mówił mi abym uciekała, ale jak, skoro moja noga jest spięta łańcuchem?! Ivan oparł się o ścianę i zaczął mi się bacznie przyglądać. Czułam, że się rumienie i dziękowałam Bogu, że nic nie zauważył. Nie wiem czy brunet usłyszał moje pytanie, ale bałam się go ponownie o to spytać. Przez dłuższy czas niebieskooki patrzył się na mnie, ale później, kolejny raz do mnie podszedł. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe.
-Rozbierz się-powiedział i cofnął się o krok.
-Słucham?-popatrzyłam na Ivana z niedowierzaniem, ale przez chwile wyglądało to tak, jakby chciał podejść i mnie walnąć.
-Rozbierz się, albo sam to zrobię-syknął przez zęby. Powolnymi ruchami, rozpinałam swoją bluzkę i kątem oka patrzyłam się na mężczyznę-spodnie też, słońce-z drżącymi dłońmi wykonałam jego polecenie a raczej rozkaz. Skąd ja się tu wzięłam i kim, do cholery, jest Ivan? Gdy próbowałam cokolwiek sobie przypomnieć, miałam pustkę w głowie. Patrzyłam się z przerażeniem na bruneta. Nie minęła nawet chwila a do pomieszczenia wszedł następny mężczyzna. A sądziłam, że gorzej być nie może.
-Jackie, chyba poznajesz tego pana-Czułam, że mam coraz większe trudności z oddychaniem. Tak, zdecydowanie poznaje.
-Tata?
-Witam cię, Jacqueline-Co? Jak on się tu znalazł? Czy jego też porwali? Ojciec podszedł do mnie i patrzył się na moje pół nagie ciało. Czułam się niezręcznie.
-Wypuść mnie-powiedziałam wręcz błagalnym tonem. Ojciec prychnął.
-Nie mogę. Nie po to cię tu przywiozłem-na dźwięk jego słów zesztywniałam. Chyba się przesłyszałam...
-A więc po co?-starałam się aby mój głos brzmiał normalnie.
-Przypominasz mi twoją matkę, a ja próbuje o niej zapomnieć.
-I co mam z tym zrobić?!-ojciec i Ivan wymienili się spojrzeniami. Na twarzy mojego taty zagościł uśmiech, natomiast na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
-Ty? Nic. Ale ja, owszem. Mogę coś z tym zrobić-zaczęłam kręcić głową.
-Nie rozumiem.
-No do kurwy! On chcę cię zabić!-krzyknął zniecierpliwiony i zarazem znudzony towarzysz. Ojciec wysłał mu wściekłe spojrzenie.
-Widzisz, Jacqueline, twoja matka była i jest zwykłą dziwką. Od dawna wiedziałem, że się z kimś puszcza, ale nie spodziewałem się, że z moim wrogiem. Mówiła mu wszystkie moje plany i... to mnie doprowadziło do szału. Musiałem się jej pozbyć i dziś nastąpił ten piękny dzień.
-Ale jestem twoją córką i...
-Nie-przerwał mi-jesteś jego córką a nie moją-poczułam jak moje policzki stają się mokre. Jak on może mówić to z takim spokojem? Nawet specjalnie dał nacisk na słowo 'jego'. Moje serce pękło. Pękło na milion kawałków.
-Wypuść mnie psychopato!-zaczęłam krzyczeć i wiercić się jak opętana. Znienawidziłam go w jednej sekundzie. Mój ojciec sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyjął pistolet, który wycelował prosto w moje czoło. Momentalnie się uspokoiłam.
-Zacytuje ci pewne słowa. "Trzymaj się swoich przyjaciół blisko, ale jeszcze bliżej swoich wrogów". I tak właśnie zrobiłem.
-A co z moją matką. Gdzie ona jest?!-zapytałam, choć wyglądało to tak, jakbym mówiła to z obojętnością. Ale tak wcale nie było. Chciałam grać na czas, ale zdałam sobie sprawę, że nic nie mogę zrobić.
-Skończyła tak, jak ty za chwilę-splunęłam prosto w jego twarz, ale on tylko wytarł ją swoim białym rękawem-Wiesz co? Ivan przed twoją śmiercią chciał się tobą zabawić, ale powiem ci, że nie jesteś tego warta-podły, pieprzony chuj! Gdzie jest mój dawny ojciec? Jego oczy stawały się coraz ciemniejsze-Żegnaj Jacqueline-nie zdążyłam nic powiedzieć bo usłyszałam dźwięk pistoletu i przez głowę przeszedł mi ogromny ból. Wszystko działo się w tak szybkim tempie, że ostatnią rzeczą, którą widziałam to zamazana twarz Ivana.
_______________ ______________ _____________
I oto dziewiąty rozdział. Czy tylko mi się wydaję, że jest beznadziejny? :)

2 komentarze:

  1. O Jeju! Tyle się dzieje.
    Beznadziejny? Woah! Mi się bardzo podoba. Trzyma w napięciu. I na pewno nie jest beznadziejny, lecz baardzo dobry:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ivan z czymś mi się kojarzy, nie wiem czy tobie też...ale zostawmy to w spokoju! Rozdział jak zawsze świetny! Cieszę się, że dalej go piszesz :*

    OdpowiedzUsuń