piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 5

Poniedziałek. Na samą myśl, że muszę iść do szkoły robi mi się nie dobrze. Mam nadzieję, że żaden z Brooksów tam nie chodzi. Czemu w ogólne o nich myślę? Z trudem wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę łazienki. Weszłam pod prysznic i poczułam ulgę gdy ciepła woda oblewała moje ciało. Założyłam szlafrok a włosy związałam w kucyk. Zeszłam na dół do kuchni. Włączyłam radio i zaczęłam robić sobie jajecznice. Pamiętam jak miałam 14 lat i zawszę robiłam ja tacie, gdy szykował się do pracy. Przeważnie znajdywał czas żeby na parę minut usiąść ze mną i pogadać. Wtedy lubiłam poranki. Zawsze wstawałam wcześniej od innych by wszyscy docenili to, co dla nich robię. Byłam wzorową uczennicą. Lubiłam się uczyć. A teraz wszystko się zmieniło. Zawsze spóźniałam się do szkoły i nieraz zostałam przyłapana na wagarach. Do kuchni weszła moja rodzicielka. Oparła sie oblat i patrzyła na moje czynności. Kątem oka spojrzałam na nią. Pierwszy raz widziałam ją tak skupioną na mnie.
-Stało się coś?-zapytałam idąc z talerzem do stołu. Rodzicielka usiadła naprzeciwko mnie i oparła głowę o dłonie. To było dziwne uczucie czując jej wzrok na sobie. Śledziła każdy mój ruch i kęs. Odchrząknęłam i zaczęłam pić wcześniej zrobioną kawę.
-Nie wiem od czego mam zacząć...
-Może od początku?-odparłam tak jakby to było oczywiste. Rodzicielka wzięła głęboki oddech i znów spojrzała na mnie.
-Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie zła z tego powodu. Nie robię tobie na złość. Postanowiłam, że Ethan zamieszka u cioci Alice-powiedziała tak szybko, że myślałam, iż się przesłyszałam.
-Co? Czemu?-nie byłam w stanie wymyślić jakieś sensowne pytanie. Zaczęłam się niecierpliwić gdy nie słyszałam żadnej próby odpowiedzi-Masz zamiar coś powiedzieć?-spytałam dość normalnie.
-Tutaj w Melbourne jest mało szkół podstawowych. Złożyłam papiery z prośbą o przyjęcie twojego brata, ale niestety żadna nie mogła go przyjąć-zaczęłam kręcić głową. Nie wierzę jej. Na pewno kłamie, tym razem musi do cholery kłamać. Moja mama zaczęłam mnie uspokajać, ale tylko zacisnęłam pięści. Pobiegłam do łazienki i w błyskawicznym tempie umyłam żeby.Wzięłam torbę i wyszłam z domu. Ona naprawdę chce zrujnować moje życie. Po prostu żywi się moim nieszczęściem. Doskonale wiem jaka jest moja matka, ale tego się nie spodziewałam. Jak może odsyłać Ethana do cioci? Przecież wie jak jestem z nim zżyta. Nie rozumiem dlaczego mi to robi, dlaczego odbiera mi to co bardzo kocham. Nie wystarczyło jej, że ojciec się przez nią zabił. Przecież jeszcze bardziej może mi spieprzyć życie. Byłam tak wściekła, że nie zauważyłam kiedy stałam przy szkole. Wzięłam parę oddechów i w duchu mówiłam sobie, że nie będzie tak źle. Weszłam do budynku i skierowałam się do sali nr 8, w której miałam mieć lekcje. Usiadłam na ławce i rozglądałam się dookoła. Wszyscy świetnie się znali. Każdy miał swoją grupkę przyjaciół. Tylko ja jestem sama. W kopercie, którą dała mi dyrektor, znajdowały się zdjęcia nauczycieli. Ciekawe czy na pewno się zgodzili aby ich wizerunki zostały zobaczone przez obcych uczniów. Nie zdążyłam odpowiedzieć sobie na te pytanie bo oczekiwana przez dłuższy czas nauczycielka otworzyła salę i zachęcała wszystkich do środka. Gdy każdy zajął jakieś miejsce, w sali była grobowa cisza. Nauczycielka spojrzałam na swoje papiery a później jej wzrok przeniósł się na uczniów.
-Dzień Dobry. Mam nadzieję, że weekend dobrze wam minął-kobieta uśmiechnęła się do wszystkich i znów zaczęła gadać-Jak wiecie miała dojść do naszej klasy nowa uczennica. Jacqueline Carter, czy pokażesz się nam?-przez to, że siedziałam na ostatniej ławce, wszyscy odwrócili się do mnie. Zaczęłam powoli wstawać. Czułam się jakbym miała wygłosić jakąś bardzo ważną mowę. Wysłałam nauczycielce błagalny wzrok po czym ona zaklaskała a cała uwaga przeniosła się na nią- No dobrze, więc poznaliście Jacqueline a teraz skupimy się na nowym temacie. Melanie, mogłabyś go zapisać na tablicy?-z pierwszej ławki wstała ta sama blondynka, z którą gadałam parę dni temu. Gdy usiadła na swoje miejsce, odwróciła się w moją stronę tak jakby czuła, że się na nią patrzę i uśmiechnęła się do mnie...Lekcje minęły dość szybko. Przez cały czas trzymałam się z Melanie. Jest naprawdę bardzo miła. Opowiadała mi o nauczycielach i mówiła na którego z nich miałam bardziej uważać. Gdy miałam wychodzić ze szkoły, usłyszałam dość znajomy głos i momentalnie się odwróciłam. Nie, chyba mam jakieś zwidy. Przez korytarz szedł Jai razem z dwoma swoimi kumplami. Gdy mnie zobaczył, szepnął coś im do ucha i odszedł od nich.
-Siema Jackie, co tam?-brunet uśmiechnął się do mnie a ja zrobiłam to samo.
-Cześć, jest okey a u ciebie?-zapytałam dość niepewnie. Chciałam jak najszybciej stąd iść, ale przecież nie mogłam się tak zachować.
-W sumie to samo. Idziesz już do domu?-kiwnęłam głową a Jai szerzej się uśmiechnął-jak chcesz mogę cie odwieść-przez chwilę zastanawiałam się nad jego propozycją. Nie chciałam z nim nigdzie jechać, ale też nie miałam ochoty iść 25 minut pieszo do domu. Poszliśmy na tył szkoły, gdzie znajdował się parking.
-Wiesz co? Jednak się rozmyśliłam, pójdę pieszo-powiedziałam gdy zobaczyłam znajomą twarz. Miałam się odwrócić, ale Jai złapał mnie za nadgarstek. Spojrzałam mu prosto w oczy i widziałam, że ma mieszane uczucia.
-Nie wygłupiaj się. Nie wierzę, że ci się chce iść pół godziny pieszo. Co jest?-otworzyłam usta aby mu odpowiedzieć, ale kierowca samochodu zaczął na nas trąbić.
-Macie zamiar jechać czy nie? Wiecznie czekać nie będę-Luke. A myślałam, że gorzej być nie może. Najwidoczniej znów się pomyliłam. Jai wsiadł do auta i obaj czekali na mnie-Wsiadasz ma belle?
-Nie-bliźniaki wymienili się spojrzeniami. Luke zaczął się śmiać.
-Słuchaj młoda. Ruszaj dupę i wsiadaj do auta-Podeszłam do bruneta.
-Widzisz ten pierścionek?-pokazałam środkowy palec-zaraz przeleci przez szybę i zatrzyma się na twojej pięknej twarzy-Luke podniósł ręce w geście obrony i wzruszył ramionami.
-Nie to nie. Adiós-Brooks odpalił samochód i odjechał. Z ulgą odetchnęłam i skierowałam się w stronę domu. Teraz ma zamiar mówić po hiszpańsku? Żałosne.

3 komentarze: