niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 2

Obudziły mnie wrzaski mojego młodszego brata. W błyskawicznym tempie zeszłam na dół. Ethan zaczął skakać i biegać jak oszalały. Nigdy go takiego nie widziałam.
-Ethan, dobrze się czujesz?-zapytałam troche zdenerwowana. Mimo, że było południe, poszłabym znów do łóżka. Brunet popatrzył na mnie a następnie podał mi kartkę. "Jacqueline, będę wraz z Seanem o 16, gdy wrócimy postaraj się być w domu...Postanowiliśmy, że pojedziemy wszyscy razem na wesołe miasteczko :)" Chwilę patrzyłam na kartkę a później ją zgniotłam i rzuciłam o ścianę. Moja mama myśli, że przekupi mnie wesołym miasteczkiem? Może Ethana tak, ale mnie nie.
-Jackie będzie fajnie zobaczysz. Wszyscy się lepiej poznamy. Może Sean taki zły nie jest?-cicho się zaśmiałam. Nie mam zamiaru nigdzie z nimi iść. Wróciłam do pokoju, ubrałam się w ciemne jeansy i założyłam jasny top. Popatrzyłam na okno.  Na zewnątrz świeciło słońce, więc na pewno jest ciepło. Postanowiłam przejść się z bratem, który ucieszył się z tego pomysłu. Szliśmy wolnym krokiem w stronę parku. Zdążyłam już mniej więcej orientować się gdzie co jest. Usiadłam na ławce a brat gonił gołębie.
-Cześć, mogę się przysiąść?-spojrzałam w prawą stronę. Obok mnie stał wysoki brunet. Przytaknęłam a chłopak usiadł-Jestem Luke-odezwał się po jakimś czasie. Szczerze mówiąc wolałabym siedzieć sama. Wiem, że to zabrzmiało podle, ale taka właśnie jestem.
-Jacqueline-Luke posłał mi uśmiech
-Jesteś nowa, prawda?-kiwnęłam głową-zawsze tak mało mówisz?
-Przepraszam, ale mam zły dzień-odpowiedziałam patrząc na Ethana, który zbierał liście. Brunet się zaśmiał a ja nie wiedziałam co takiego śmiesznego było w tym, że mam zły dzień. Mimo, że długo z nim nie rozmawiałam, zaczynam go nie lubić- Co cię tak rozśmieszyło?
-Zobaczysz niedługo-Luke znów się uśmiechnął po czym wstał i odszedł. Nadzwyczajnie sobie odszedł a to było dziwne. Co to znaczy, że niedługo zobaczę? Zawołałam brata i postanowiłam wracać już do domu. Zbliżała się godzina 16. Ethan chodził w kółko czekając aż drzwi się otworzą. Usłyszeliśmy samochód a to oznaczało, że już przyjechali. Wkurzało mnie to, że zawsze tam gdzie jest moja mama musi być Sean a jeszcze bardziej że z nim mieszkamy. Do pomieszczenia weszła mama. Była szczęśliwa a mój humor jeszcze się pogorszył.
-I jak gotowi? Sean czeka na nas w samochodzie-brat w wampirzym tempie pobiegł na zewnątrz, ja nie zamierzałam nigdzie iść. Mama popatrzyła na mnie ze znakiem zapytania na twarzy po czym westchnęła głęboko-Jackie, kochanie, czemu nie idziesz?
-Bo nie chcę. Myślałaś, że co? Wskoczę ci na ramiona dziękując, że jedziemy "całą rodzinką" do wesołego miasteczka? Najwidoczniej się pomyliłaś-Weszłam na górę i zamknęłam się w pokoju. Jeszcze ma do mnie wyrzuty. Dobrze wie, że po śmierci ojca zmieniłam swoje nastawienie do wszystkiego. Najbardziej mam do niej żal, że ucieka od problemów. To jest jej wina, że tata się zabił. Tylko i wyłącznie JEJ. Przez parę minut moja rodzicielka dobijała się do drzwi. Zaczęła mi tłumaczyć jak powinnam się zachowywać i nie powinnam być na wszystkich zła. Ona po prostu nic nie rozumie a ja nie będę jej tego powtarzać po raz setny. W końcu odpuściła, poinformowała mnie tylko, że wrócą dość późno i żebym na nich nie czekała. Gdy tylko usłyszałam oddalający się samochód, postanowiłam wyjść z domu. Szłam wolnym krokiem, nie wiedziałam nawet dokładnie gdzie chcę iść. Zawsze gdy jestem zła wychodzę i nie ma mnie dobrych paru godzin. Moja rodzicielka do tego już przywykła. Nie pyta nawet gdzie i z kim byłam. Od śmierci ojca zaczęła się mniej mną interesować. Kiedyś denerwowało mnie to, ale teraz nie zwracam na to uwagi. Kiedy tata jeszcze żył, byliśmy szczęśliwą rodziną, ale teraz wszystko się zmieniło: Mama żyje pracą, ja zaczęłam się buntować a Ethan..cóż, chyba nie do końca do niego dotarła śmierć ojca. Może nawet lepiej? Nie chciałabym widzieć go podbitego przez długi czas, lepiej żeby nie stał się...mną.
-Chyba lubimy spacerować, co?-podskoczyłam do góry gdy usłyszałam tuż za mną czyjś głos. Dopiero jak się odwróciłam zobaczyłam Luka.
-A Ty lubisz kogoś straszyć, hm?-oboje zaśmialiśmy się. Luke zaczął mnie interesować. Jest bardzo skryty i tajemniczy a ta cecha jest mi znana. Widać było po brunecie, że dba o siebie i często przesiaduje na siłowni. Tak głębiej się zastanawiając brakowało mi kogoś, z kim mogłabym szczerze porozmawiać. W Frankston miałam mało przyjaciół a parę tygodni przed moim wyjazdem, odwrócili się ode mnie. Nawet o nich nie walczyłam, nie widziałam sensu by to robić. Skoro odeszli mieli jakiś powód a tak właściwie zobaczyłam jakich mam prawdziwych kolegów.
-Opowiesz coś o sobie?-zapytał po dłuższej chwili. Zawsze gdy gdzieś idę odłączam się od świata rzeczywistego. Spojrzałam na chłopaka. Jego wzrok był wlepiony w ziemię, najwidoczniej pomyślał, że nie odpowiem.
-Jestem Jacqueline Carter. Moja matka postanowiła tu zamieszkać nie pytając mnie o zdanie. Jak widzisz, nie jestem z tego powodu szczęśliwa, ale przyzwyczaiłam się do tego. Zawsze moje zdanie się nie liczyło, więc czego mogłam się spodziewać?-Luke spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach. Chyba było mu smutno, że nie mam takiego kolorowego życia jak mu się wydawało. Zawsze wszystkim tak samo odpowiadałam na to pytanie. W ciągu dwóch lat przeprowadziliśmy się do czterech miast a Frankston miał być tym ostatnim, tak bynajmniej mi obiecywała. Ha! A jednak jej uwierzyłam. Jestem najgłupszą osobą. Momentalnie łzy pojawiły się w moich oczach. Próbowałam to zakryć i raczej mi się udało.
-A Ty co powiesz o sobie?-nasze spojrzenia się spotkały a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Dobrze, że jest ciemno.
-Jestem Luke Anthony Mark Brooks-próbowałam zakryć swój uśmiech-Proszę, nie śmiej się z moich imion, nie ja je wybierałem-zaśmiałam się a Luke mówił dalej-mam dwóch braci. Jai'a, który jest prawie tak samo przystojny jak ja i Beau. Najstarszy, ale najgłupszy-Chłopak spojrzał na zegarek-Hugh...Muszę już iść, jestem umówiony. Przepraszam. Do zobaczenia-uśmiechnęłam się do niego a Luke poczochrał mnie po włosach i zniknął. Nie widziałam już sensu by iść dalej, więc zawróciłam się i kierowałam się do domu. Miałam tylko nadzieję, że mojej rodzicielki jeszcze nie będzie w mieszkaniu.

2 komentarze:

  1. Robi się ciekawie :) Czekam na następny.
    Naprawdę podoba mi się to jak piszesz.

    OdpowiedzUsuń