poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 4

Zapowiadał się zwyczajny dzień. Otworzyłam okno aby przewietrzyć pokój. Zeszłam na dół aby coś zjeść. Zrobiłam tosty i usiadłam przy stolę. Mojej rodzicielki nie było w domu, więc miałam święty spokój. Przeglądałam gazetę gdy moją uwagę przykuł pewien artykuł.
Po tygodniu poszukiwania policja znalazła zaginioną Alice Smith. Zmarła z powodu wykrwawienia się. Dziewczyna miała poderżnięte gardło i liczne rany na brzuchu. Siedemnastolatkę znaleziono w pobliskim lesie w Melbourne. Sprawca nie został jeszcze znaleziony. Policja robi wszystko co w jej mocy aby go znaleźć.
Serce zaczęło mi mocniej bić. Przecież to mogło zdarzyć się niedaleko mnie. Przeraża mnie myśl, że zabójca jest na wolności. A co jeśli i mnie coś takiego spotka? Zamknęłam raptownie gazetę i poszłam na górę. Włączyłam laptopa i wpisałam w wyszukiwarkę imię i nazwisko zabitej dziewczyny. Niestety niczego się nie dowiedziałam. Zastanawiałam się kto to mógłby być. Może jakaś zazdrosna dziewczyna lub kochanka jej ojca. Wszystko było możliwe. Nie rozumiem już ludzi. Zrobią wszystko, żeby dostać to co chcą. Pomagają sobie niż innym. Według mnie świat zaczyna schodzić na psy a ludzie robią się nieobliczalni. Postanowiłam przejść się do przyszłej szkoły. Wczoraj wieczorem przed umyciem się rozmawiałam z mamą. Jeśli  w ogóle można to nazwać rozmową. Moja rodzicielka prosiła, a wręcz kazała abym tam poszła. Mówiła, że musiała błagać dyrektorkę aby mnie przyjęła. Nie musiała tego robić, ale to moja matka. Jej nie zrozumiesz. Naprawdę nie chcę się z nią kłócić, ale dość często robi z czegoś problem. Kiedy mój ojciec jeszcze żył, nie było takich sytuacji. Czasami zastanawiam się czy mnie kocha, czy jednak udaje. Weszłam do budynku. Wyglądał na nawet starą szkołę ale wewnętrzna część znacznie się różniła od zewnętrznej. Ściany miały kolor kakaowy a wiszące na nich obrazy przedstawiały jakieś krajobrazy. Idąc, ciągle patrzyłam na drzwi. Nie mogłam znaleźć kancelarii. Z wytłumaczeń mojej mamy wynikało, że są one przy sali gimnastycznej, ale i to nie mogłam znaleźć. Czy ja jestem ślepa? Już myślałam, że będę musiała się wracać, ale zauważyłam dziewczynę idącą w moją stronę.
-Cześć, wiesz gdzie jest kancelaria?-blondynka popatrzyła na mnie a potem szeroko się uśmiechnęła.
-Jesteś Jacqueline, prawda? Miło Ciebie poznać-kiwnęłam głową a dziewczyna wyciągnęła dłoń, którą po chwili uścisnęłam. Postanowiła oprowadzić mnie po szkole i pokazać tą przeklętą kancelarie. Blondynka nazywała się Melanie. Jest bardzo ładna i sympatyczna. Prawdopodobnie będziemy chodzić do tej samej klasy. Wytłumaczyła mi, że w pierwszych dniach szkoły mogę nieco się pogubić, ale po tygodniu będę się mniej więcej orientować. Ucieszyłam się, że do niej zagadałam. Chociaż nie będę sama w tej szkole. Melanie zatrzymała się przy dużych, drewnianych drzwiach-Tu właśnie jest kancelaria. A tam obok..-pokazała w prawą stronę-jest sala gimnastyczna. Myślę, że polubisz to miejsce-Melanie pogłaskała mnie po ramieniu a następnie odeszła. Stałam kilka minut przy drzwiach. Czy na pewno chcę tam wejść? Chyba nie mam innego wyboru. Chyba, że w przyszłości chcę szorować kible. Ech...zdecydowanie nie. Wzięłam głęboki oddech, zapukałam i weszłam do środka. Na samym końcu pomieszczenia stało długie biurko, przy którym siedziała młoda kobieta. Spojrzała w moją stronę i gestem ręki oznajmiła abym usiadła. Siedziałam dość dłuższą chwile i miałam wrażenie, że umrę na tym fotelu, ale jednak się odezwała.
-Witam, nazywam się Margaret Gray i jestem dyrektorką tej szkoły. A ty zapewne jestem Jacqueline Carter, tak?-kiwnęłam głową. Margaret spojrzała na papiery i następnie jej wzrok znów powędrował na mnie-Więc tak. Będziesz chodziła do klasy 2B, która znajduje się obok biblioteki. U nas w szkole panują ściśle przestrzegane zasady. Nie tolerujemy spóźnień a gadżety z dwudziestego pierwszego wieku są tutaj niedopuszczalne, więc radzę abyś zostawiła je w domu. Jeżeli zasady nie będą przestrzegane, spotka cię kara-krzywko spojrzałam na dyrektorkę. Naprawdę? Zero telefonu? U nas w Frankston nie patrzyli na to czy na przerwach wyciągaliśmy komórki i nie było tam żadnych debilnych zasad-Tutaj są wszystkie informacje, naprawdę podporządkuj się tym regułom-Margaret wstała i odprowadziła mnie do drzwi-Do zobaczenia-uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam ze szkoły. No pięknie. Lepiej mogło nie być. Nigdy nie trzymałam się zasad, zawsze robiłam to co chciałam a teraz muszę to zmienić. Żałuje, że tam poszłam. Droga do domu dłużyła się. Ogólnie do szkoły mam jakieś 25 minut. Moja matka nie będzie mogła mnie przywozić bo zaczyna pracę  o 7 , ale jak to ona, musi być wcześniej. W domu byłam około godziny 17. W czasie powrotnym zatrzymałam się w rożnych miejscach. Odkryłam, że niedaleko parku jest plac zabaw. Na pewno Ethanowi spodoba się to miejsce. Większość czasu siedziałam w parku i to dlatego wróciłam o tej godzinie. Zrobiłam sobie kanapki i poszłam do swojego pokoju. Czy życie musi być takie okrutne? Ledwo co się tu sprowadziłam a już zdążyłam zatęsknić za wcześniejszym światem. Czasami zastanawiam się jaka była prawdziwa przyczyna przyjazdu. Moja matka twierdzi, że Frankston niesie jej złe wspomnienia, ale ja wiem, że chodzi tu o coś zupełnie innego. Może kiedyś podzieli się tą "tajemnicą" lub sama ją odkryje. Czas pokarze. Podeszłam do pudełka, który stał niedaleko mojego łóżka. Znajdowały się w nim pamiątki po moim ojcu. Nasze wspólne zdjęcia, czapka, z którą praktycznie wcale się nie rozstawał i komórka. Nigdy nie odważyłam się ją włączyć. Można powiedzieć, że boję się tego co zobaczę. Jakieś głosy w mojej głowie mówią mi, że znajdę w nim odpowiedź na wszystkie moje pytania. Zastanawiam się tylko czy tego chcę. Może to co bym przeczytała bądź zobaczyła, pogorszyłoby bardziej moją sytuację. Puściłam telefon. Schowałam pudełko pod łóżko i delektowałam się ciszą. Nie potrwało to długo. Coś walnęło w szybę. Podeszłam bliżej okna i zobaczyłam Luka. Czemu codziennie musi o sobie przypominać? Czy nie może zostawić mnie w spokoju? Zauważyłam, że trzyma w ręce białą kartkę, na której był napis PRZEPRASZAM. Uśmiechnęłam się, choć nie wiem czemu to zrobiłam. To było nawet słodkie, ale Luke nie może być słodki. Próbuje pewnie załagodzić sytuacje. Jeśli myśli, że takim czymś zmieni moje zdanie o nim, to jest w grubym błędzie. Będzie musiał się postarać. Brunet spojrzał w drugą a następnie na mnie i pomachał. Wróciłam na swoje wcześniejsze miejsce i wyciągnęłam książkę, którą zaczęłam od razu czytać.

2 komentarze: